Wszystko jest czadowe

Przez ostatnie lata Traveller's Tales taśmowo produkowało gry na licencji LEGO. Nie ma zatem zaskoczenia, że filmowi „LEGO Przygoda” towarzyszy stosowna zabawa na ekranie komputera i konsoli.
Przez ostatnie lata Traveller's Tales taśmowo produkowało gry na licencji LEGO. Nie ma zatem zaskoczenia, że filmowi „LEGO Przygoda” towarzyszy stosowna zabawa na ekranie komputera i konsoli. Całe szczęście, że w odróżnieniu od „LEGO Marvel Super Heroes” najnowsza gra angielskiego studia jest naprawdę niezłą, a przede wszystkim zabawną zręcznościówką.



LEGO Przygoda gra wideo” pod względem fabuły jest zgodna z filmowym odpowiednikiem w stosunku jeden do jednego. Co gorsza, granie bez obejrzenia filmu nie ma sensu, ponieważ gra porwana jest na kawałki. Owszem, pomiędzy fabularnymi epizodami oglądamy cut-scenki wyjęte żywcem z „LEGO Przygody”, ale widać jak na dłoni, że nie ma tu stosownych parafraz. Polecam najpierw obejrzeć wersję kinową, a dopiero potem – najlepiej z dzieckiem – siąść do grania. 



Traveller's Tales ostatnimi czasy zaczęli rozmieniać się na drobne. O ile dawno temu wydanie kolejnej gry z duńskimi klockami w tytule było wydarzeniem na miarę nowego filmu braci Coen, o tyle teraz wypuszczane taśmowo „LEGO Cokolwiek” są coraz słabsze. Paradoksalnie „LEGO Przygoda”, gra fabularnie poszatkowana jak mięso na szisz kebab, wyłamuje się z tego trendu. Po raz pierwszy głosy postaci nie przeszkadzają. Po raz pierwszy przytłaczająca liczba bohaterów nie staje ością w gardle, a sprawia, że chcemy poznawać ich możliwości. Być może dlatego, że to albo postacie z filmu, albo po prostu nieznane nam legoludki.



Przede wszystkim jednak „LEGO Przygoda” jest po prostu zabawna. Potwornie śmieszna. Nieskrępowana w idiotycznych i absurdalnych gagach oraz suchym jak wojenny wikt dowcipie. Niezależnie od tego, czy mówi coś główny bohater Emmet czy Witruwiusz (tak, TEN Witruwiusz), czy pojawi się Batman, nie sposób nie rżeć ze śmiechu.

Ale „LEGO” to przede wszystkim wyciskające z nas siódme poty gry dla kolekcjonerów i zręcznościówki pierwszego sortu. Gdy przechodzimy kolejne misje fabularne, raz po raz napotykamy na elementy otoczenia, które mogą być zniszczone przez inne niż na ten czas posiadane postacie. Trzeba zatem wrócić i na tym polega drugie życie „LEGO Przygoda”. Pierwsze podejście to zwykła przebieżka, dopiero później odblokujemy różne znajdźki, dzięki którym uzupełnimy kolekcję postaci czy złotych klocków. 



Sama gra sprawnie żongluje wytyczonymi przez poprzednie odsłony schematami. Scenerie zmieniają się jak w kalejdoskopie – a to jesteśmy w Klocburgu, a to znów przeskakujemy przez portal do świata Dzikiego Zachodu. Poziomów jest multum, a naszym zadaniem (oraz klocka oporu) jest odwiedzenie jak największej ich liczby. Często zmienia się też sama rozgrywka. Raz biegamy, zbieramy klocki, za chwilę pilotujemy myśliwiec, by za sekundę spadać w otchłań ogromnej rozpadliny. Coś cudownego. Tempo, jakie narzuca „LEGO Przygoda”, przypomina najlepsze gry Traveller's Tales. Te, o których myślimy już tylko z rozrzewnieniem.

W warstwie wizualnej nie ma zaskoczenia. To wciąż ten sam napęd, na którym hulały poprzednie części. Ścieżka dźwiękowa pokrywa się z filmem aż do bólu, łącznie z piosenką „Everything is awesome” („Wszystko jest czadowe” w polskiej wersji językowej), która może i jest kretyńska, ale natychmiast wpada w ucho.



LEGO Przygoda gra wideo” to bardzo miła odmiana po słabych ostatnio grach Traveller's Tales. To historia kompletna. Jest tu miejsce na zabawę, lekki dowcip, epicką historię oraz Batmana. Być może to problem ostatnich gier Traveller's Tales. Jak wiadomo, Batman podnosi poziom fajności, więc może po prostu trzeba tę postać wkładać do każdej kolejnej gry? „LEGO Hobbit” już na horyzoncie...
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones